środa, 6 listopada 2013

Crop top & striped dungarees

 Jak już kiedyś pisałam na blogu jestem chomikiem-zbieraczem. Pośród moich zbiorów znajduje się także zbiór różnorakich czasopism. Ustaliłam, że codziennie przeglądnę jedno dotyczące mody i wytnę z niego inspirujące mnie artykuły i zdjęcia. Nie o tym jednak będzie dzisiejszy post, a o jednym konkretnym artykule, a który trafiłam w Elle (nie mam pojęcia, który to był numer, bo wywaliłam okładkę). Artykuł ten zawierał 33 hity roku 2013, a właściwie przyszłe hity, bo to chyba był jeden z pierwszych numerów tego roku. Nie ważne co miało zostać tymi hitami, ale jak zostały nam one przedstawione. Zacytuję tutaj fragment dotyczący serialu „Carrie Diaries” (o młodej Carrie Bradshaw): „Znów będziemy śledzić losy Carrie Bradshaw!”. Chwila. A jeśli nie będziemy? Co oznacza to „my”? Czy jeśli nie będę spędzać każdego wieczoru gapiąc się z wypiekami na twarzy w ekran telewizora i zachwycając się stylizacjami nastoletniej Cariie, zaglądając co chwila do piekarnika, czy przypadkiem mój domowej roboty chleb się za bardzo nie przyrumienił (bo co znajomi powiedzą) i sprawdzając na moim super wypasionym tablecie z doczepianą klawiaturą, czy nie ma przypadkiem dostępnych jakichś wycieczek all inclusive do Bhutanu, to znaczy, że nie należę do tej ekskluzywnej grupy fajnych ludzi, którzy robią fajne rzeczy? Właściwie to nie wiem dlaczego tak oburzył mnie ten artykuł. Może dlatego, że z jednej strony w pismach takich jak Elle promuje się oryginalność, poszukiwanie samego siebie i inne takie uduchowione dyrdymały, a z drugiej dyktuje się, jak żyć, żeby nasze życie było modne i na topie no i oczywiście żebyśmy mogli utożsamiać się ze wspomnianym wcześniej „my”. Może dzięki temu poczujemy się częścią elitarnej grupy. Snobów? Możliwe. Bo samo Elle wspomina, że Bhutan to obecnie najbardziej snobistyczny cel podróży. O nie, przepraszam – był nim gdzieś około stycznia, pewnie coś innego jest teraz na topie. Ja chyba po prostu nie cierpię, jak ktoś mi coś narzuca. Biorę to jednak przez palce i mam nadzieję, że reszta czytelników wyżej wspomnianego pisma i jemu podobnych również potraktuje to jedynie jako sugestie i nie poczuje się gorsza od reszty elitarnej grupy, kiedy po raz któryś z rzędu nie uda im się upiec idealnego chlebka. Przecież zawsze można iść na warsztaty. 
ogrodniczki, plecak: RI; top: Forever21; pierścionki: Asos

10 komentarzy:

  1. Carrie Bradshaw nie umiała przygotować najprostszego dania a co dopiero upiec chleb :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Pierścionki masz świetne! I zgadzam się z Tobą. Mnie ani serial z pełnoletnią, ani nastoletnią Carrie nie jara, że się tak wyrażę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Czwarte zdjęcie od góry - przepiękne!! :)) pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak sie cieszę, że wróciłaś..
    Bardzo chętnie tu zaglądam.. Masz coś w sobie..
    no i te piękne włosy :)
    Pozdrawiam D.

    OdpowiedzUsuń
  5. kiedyś nie znosiłam Seksu w wielkim mieście, ale od niedawna do niego wróciłam i się zakochałam w tym serialu. Ciekawa jestem czy do niego trzeba dojrzeć?W sensie, nie, że osoby, które go nie lubią są niedojrzałe, tylko czy musi się wytworzyć w naszej głowie coś, co będzie wspołgrało z tym serialem i w końcu go polubimy. Piszę o tym, bo już dużo kobiet zmieniło co do niego zdanie, dopiero po kilku latach. Ciekawe

    OdpowiedzUsuń
  6. A propos "My": w dziennikarstwie jest taka zasada, że jak się pisze artykuły to używa się wersji bezosobowej, pierwszoosobowej bądź pierwszoosobowej liczby mn. Nie musi to być zabieg manipulacyjny, to po prostu taka zasada, że inaczej tekst nie wejdzie do druku (Ponoć ludzie lubią te chwyty). Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetny post, rewelacyjna stylizacja! :)

    OdpowiedzUsuń