sobota, 25 sierpnia 2012

I want you to love me like I'm a hot ride


Po dwóch godzinach pakowania stwierdzam, że jedyną konstruktywną rzeczą, jaką zrobiłam, było wywalenie z szafy 10 koszulek, których od dawna nie noszę. Zawsze coś. Przy okazji pomogłam w porządkach mojemu Tacie, który nagle uświadomił sobie, że nie nosi połowy swoich ciuchów. Ja szczęśliwa, tylko kiwałam głową na rzeczy, które mi nie odpowiadają (a nie było tego dużo, chciałabym żeby każdy facet ubierał się tak dobrze, jak mój Tata) i cieszyłam się już na myśl o buszowaniu po męskim dziale i doradzaniu. Uwielbiam to! Zawsze z resztą wywlekę stamtąd coś dla siebie. Ostatnio padło na flanelową koszulę. Przed jej kupnem powstrzymała mnie tylko perspektywa zakupów w Rzymie. Nadal jednak na mojej liście Must Have na jesień znajduje się mniej więcej taka, jak z naszej mini sesji przebieralniowej ;)
Wracając do pakowania - moim odwiecznym dylematem jest ilość butów. Hipotetycznie przez dwa tygodnie mogłabym chodzić w jednej parze, tylko jakoś mi się to nie uśmiecha. Kobieta powinna przewidzieć każdą możliwą sytuację, zwłaszcza jadąc to tak niezwykłego i zaskakującego miasta jak Rzym. O dziwo moja torba zawiera tym razem więcej książek i innych zajmujących dużo miejsca przedmiotów, jak choćby aparat, a niezwykle małą ilość ubrań. Czyżbym o czymś zapomniała?
A, i jeszcze jedno – czy 5 par butów to za dużo? ;)
 
Sukienka: MISBHV
Szpilki: Bershka
Zegarek: Massimo Dutti
Bransoletki: H&M, Cubus
Fot. Rajder

środa, 22 sierpnia 2012

You roll me, control me, console me

Oto jedna z moich ulubionych letnich sukienek. Nie wymaga dodatków, a wręcz nieco utrudnia ich dobieranie. Jest dla mnie kwintesencją lata. Tak właściwie to nie przepadam za wzorzystymi sukienkami, które dominują resztę stroju i powodują, że nie muszę już myśleć – wystarczą stonowane buty, torebka i nic więcej. To takie pójście na łatwiznę. Z drugiej strony może to nie tak, może właśnie szkopuł w tym, aby ograć ją w sposób nietuzinkowy, niezwykły. Może zaryzykuję?

 Fot. Rajder

Sukienka: No name
Torebka: Massimo Dutti
Platformy: Aldo

piątek, 17 sierpnia 2012

Woman on the edge of time


Nie oparłam się chęci podzielenia się z Wami zdjęciami z wczoraj. Totalnie spontanicznie i nieplanowanie, wszystko tak jakoś przyszło samo. Spódnica w końcu doczekała się debiutu. Kupiłam ją rok temu we Florencji, dlatego też przyszła mi do głowy akurat przed wyjazdem do Włoch. Jakoś nie mogłam jej z niczym zgrać, coś mi nie stykało. Dopiero niedawno odkryłam jej urok ;)

Bluzka: River Island

Spódnica: Zara
Buty: Cox
Bransoletki: Mulholland Drive
 fot. Rajder

czwartek, 16 sierpnia 2012

And if I only could...


Mam takie miejsce w pokoju, nazywane potocznie „czarną dziurą”, którego zakamarków nie zgłębił jeszcze żaden śmiałek. Znajduje się za białym parawanem, którego piękno kryje nicość rzeczy nieokreślonych. Szkoda, że ten nieład nie wygląda tak poetycko, jak jego opis. W gruncie rzeczy jest to sterta bliżej niezidentyfikowanych pierdół, które aż się same proszą, żeby ktoś je posegregował i zaczął używać. Wczoraj zajrzałam w to miejsce z lekkim przerażeniem. Jednak nie taki diabeł straszny, jak go malują. Odkryłam wiele ciekawych rzeczy – kosmetyki (nieprzeterminowane!), starą biżuterię, masę zdjęć i drobnych, ślicznych przedmiocików, które gromadziłam przez lata. Zawsze byłam chomikiem zbieraczem, jak większość kobiet. Teraz zamierzam na raty odkurzać moje wspomnienia i wykorzystać je na nowo, bo poza rzeczami przydatnymi, odnalazło się także wiele pamiątek, które są warte odrestaurowania. Z resztą zawsze lepsze to niż nauka do kampanii wrześniowej ;)
 
Top: Forever21
Spódnica: H&M
Sandały: Bershka
Pierścionki: Miss Selfridge, Romwe

środa, 15 sierpnia 2012

Celebration

Wakacje mają to do siebie, że gdy dni są ciepłe i spędza się je z bliskimi, to mijają nadzwyczaj szybko. W zapasie mam jeszcze studencki miesiąc, więc poczucie upływających chwil nie trzyma mnie tak mocno, jak za szkolnych czasów. Przede mną Wenecja, Rzym, wybrzeże Amalfi… Już za niecałe dwa tygodnie :) W głowie jednak szumią mi nadal koncerty, na których byłam w przeciągu ostatnich 3 tygodni. Impact Fest, Madonna, Coke Live – muzyczny szał w doborowym towarzystwie, okupiony niemiłosiernym bólem nóg, sypianiem na dworcach i trawniku pod Pałacem Kultury i poruszaniem się „urokliwą” polską koleją. Dodatkową atrakcją podczas festiwali, a właściwie konkretnie Coke’a, było Silent Disco. Muszę przyznać, że w tym roku zetknęłam się z nim po raz pierwszy i obecnie jestem tak zakochana, że czekam tylko na spopularyzowanie tego typu miejsc. Polecam ściąganie od czasu do czasu słuchawek w trakcie. Uwierzcie, warto posłuchać tego fałszowania ;)
Spędziłam też kilka dni w Warszawie, napawając się urokami stolicy i zastanawiając, czemu co druga dziewczyna nosi tam asymetryczną sukienkę lub spódnicę. Fascynujące. Z ciekawych miejsc poza ogrodami biblioteki UW odwiedziłam oczywiście słynną Charlotte na Placu Zbawiciela oraz Bubbleology na Chmielnej, gdzie pierwszy raz miałam okazję spróbować ponoć tak popularnych na świecie napojów na bazie czarnej lub zielonej herbaty z kuleczkami tapioki i różnymi, wręcz dziwacznymi, dodatkami. Muszę przyznać, że są pyszne i wcale nie tak drogie, porównując ich ceny do innych napojów sprzedawanych w knajpach. Chcąc nie chcąc wpadłam także do Złotych Tarasów, gdzie właściwie interesowało mnie jedno miejsce – sklep Victoria’s Secret. Tak jak się spodziewałam, jest w nim różowo, ciasno, a zapach słodkich perfum przytłacza. Nie oparłam się jednak mgiełkom do ciała i wyszłam ze sklepu będąc szczęśliwą posiadaczką dwóch o zapachach mango i bliżej niezidentyfikowanej słodkiej mieszanki.

Z racji braku zdjęć z ostatnich wyjazdów, wrzucam nową stylizację - stonowaną, wygodną i idealną na powoli kończące się lato.
Szorty: Zara

Bluzka: Forever21

wtorek, 7 sierpnia 2012

poniedziałek, 6 sierpnia 2012

For some reason I can't explain...

Odcięta od ukropu panującego na zewnątrz, siedzę w zaciemnionym pokoju wyznając zasadę „im bliżej wiatraka, tym lepiej”. Po długiej przerwie, resecie, w końcu uznałam, że pora wracać. Come back rozpoczynam od klimatycznie nieaktualnych zdjęć znad morza, które podkreślają brak posiadania przeze mnie szczotki do włosów (uznaję wiatr za najlepszego, a może najgorszego ich przyjaciela) i wakacyjne niedbalstwo (wywinięty kołnierz).
 
Tym razem nawet mojej Mamie udało się trafić na bloga. Podziwiam ją za wiele rzeczy, między innymi za to, jak się ubiera i za lekkość, z jaką to robi.
Pan ze zdjęcia powyżej również wykazał się niezmierną lekkością bytu, jeśli chodzi o modę. Brawo za podejście! A może jego brak? W każdym razie razem ze swoją towarzyszką wyróżnili się z tłumu i była to najsłodsza para, jaką spotkałam w Świnoujściu.  
Działka okazała się jednym z najbardziej inspirujących miejsc podczas tego pobytu. Burzowe niebo spisało się świetnie w roli tła dla miętowo-niebieskiej altany Babci (jakże umiejętnie wpisała się w trendy).
 
Jeansy - Miss Selfridge
Brązowa koszula - Massimo Dutti
Sukienka Mamy - Asos
Buty Mamy - Vagabond