niedziela, 17 lutego 2013

Doom

Tak, znowu fioletowa czapka. To rzecz, która tej zimy nie odstępuje mnie ani na krok. Jakimś dziwnym trafem zawsze do wszystkiego mi pasuje. Tym razem przełamała kobiecy i elegancki krój płaszcza, dodając całej stylizacji większego luzu. 
Mam nadzieję, że uda mi się jej nie zgubić przynajmniej do końca tej zimy i przełamię fatum ginących mi co roku czapek (w tym padło na rękawiczki...).
 
płaszcz: Asos; buty: Prima Moda; torebka: Pull and Bear; czapka: H&M

czwartek, 14 lutego 2013

Never stop dreaming

Mój blog obchodzi dziś 2 urodziny! Kiedy minęły te dwa lata? Tym razem jednak nie chcę rozwodzić się nad tym, jak ewoluowałam i co się zmieniło. Tym razem napiszę o miłości, a może raczej o refleksjach na jej temat, do których natchnął mnie wywiad Gali z Violą Kołakowską i Tomaszem Karolakiem (TUTAJ). 
O miłości i związkach opowiadać można by zapewne tyle godzin, ile książek, listów, wierszy powstało w tej tematyce. Mając dwadzieścia kilka lat nawet nie potrafię stwierdzić, czy cokolwiek o niej wiem i czy dane mi będzie poznać jej tajemnice. W tym zagmatwanym świecie i zwariowanym pędzie życia, gdzie zastanawiamy się wciąż nad tym, co będzie dla nas najlepsze, bo przecież mamy tyle możliwości, gdzieś całkowicie się pogubiliśmy. A przynajmniej ja się pogubiłam. Pomyślałam, czytając ten wywiad, jakie przykre jest to, że Viola zgadza się na takie życie – rodzenie dzieci (które na pewno są jej największym szczęściem, temu nie zaprzeczę) mężczyźnie, który jej mężczyzną nigdy nie będzie. Wyczułam w tej rozmowie udawaną pewność siebie, wypieranie się tego, że czuje się samotna i opuszczona w tej sytuacji. Z jeden strony podkreślała, że takie życie jej pasuje i nie zmusza Tomka do niczego, z drugiej zaś swoimi zgryźliwymi uwagami dawała do zrozumienia, że nie odpowiada jej to wszystko – wychowywanie dzieci, kiedy on robi karierę, brak wspólnego mieszkania, jego nieobecność podczas świąt. On nawet nie nazywa Kołakowskiej swoją przyjaciółką, jest tylko „matką jego dzieci”. Pomijając zdanie, że Karolak to zwykły dupek (przynajmniej w moim mniemaniu), skupiłam się na jej roli w tej sytuacji i pomyślałam o tym, że tak bardzo nie chciałabym nigdy stać się nią. Najgorsze, co może nas spotkać to brak miłości. Nie tej szaleńczej – zakochania, szczeniackich podchodów i wariowania na myśl o drugiej osobie, tylko wsparcia, szacunku, poczucia bliskości, niekończącej się rozmowy i zrozumienia. Poszukując ideałów nie dostrzegamy tego, co mamy, bo „wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma”. Zawsze pojawia się myśl, że z kimś innym mogłoby nam być lepiej, że nasz facet nie jest księciem z bajki na białym koniu (przepraszam tu za pominięcie panów, ale z racji bycia kobietą odnoszę się tylko do tej perspektywy ze strony kobiecej). Nauczyłam się, że pogoń za ideałami tylko męczy, bo one po prostu nie istnieją. Najważniejsze jest, aby kochać drugą osobę za to kim jest – zarówno z jej zaletami, jak i wadami, bo jeśli jesteś w stanie je znieść, albo, co też się zdarza, są czymś co lubisz, to nie zastanawiaj się, tylko po prostu żyj i ciesz się drugim człowiekiem. To taka moja rada na dziś.
Ten post urodzinowy wydał mi się odrobinę nietypowy, więc aby go osłodzić, dołączyłam kilka zdjęć znalezionych ponczach godzinnych przeszukiwań portalu weheartit.com (zapraszam na mój PROFIL), który ostatnimi czasy jest dla mnie źródłem wielu fascynujących inspiracji (zwłaszcza, że powoli planuję remont pokoju :). Pomimo swojego przesłodzenia i przepełnienia zdjęciami chłopców pokroju Justina Biebera, jest dla mnie kopalnią pomysłów i napawa mnie optymizmem. Nadal jest we mnie trochę z infantylnego dzieciaka. 
Na koniec dodaję jeszcze kilka słów na temat Walentynek od mojego ulubionego Jakuba Żulczyka (TUTAJ). Pomimo tego, że powtarza dobrze jego czytelnikom znane slogany i po raz kolejny dorzuca coś o „kimaniu na kanapie”, to w sumie facet dobrze gada. 

"Za­ko­cha­ni lu­dzie w ogóle nie po­trze­bu­ją swo­je­go świę­ta. Za­ko­cha­nie jest czymś, co zda­rza się w życiu rzad­ko, trwa krót­ko, i samo w sobie jest świę­tem. Rze­czy­wi­ście za­ko­cha­ni w sobie lu­dzie - za­ko­cha­ni, czyli fi­zycz­nie uza­leż­nie­ni od wy­dzie­la­nych przez sie­bie wza­jem­nie sub­stan­cji che­micz­nych - i tak cały czas spę­dza­ją razem, cho­dzą pod rękę na roz­wle­kłe spa­ce­ry, każdy po­si­łek jest dla nich jak ro­man­tycz­na ko­la­cja, i non stop ku­pu­ją sobie ki­lo­to­ny kie­pa­wych bi­be­lo­tów. [...] Jeśli kogoś ko­cha­cie - a część z was za­pew­ne kogoś kocha, i bez cie­nia cy­ni­zmu cie­szę się wa­szym szczę­ściem - nie uży­waj­cie tej kiep­skiej, od­gór­nie na­rzu­co­nej pro­te­zy po to, aby mu to po­ka­zać. Spę­dzaj­cie z nim jak naj­wię­cej czasu, sza­nuj­cie go, słu­chaj­cie co mówi i za­pra­szaj­cie go do lep­szych knajp czę­ściej niż raz w roku. Jeśli kogoś nie ko­cha­cie, jeśli w wa­szym wspól­nym życiu wy­dzie­la się przede wszyst­kim mgła tok­syn, roz­stań­cie się. Związ­ki mię­dzy­ludz­kie to ge­ne­ral­nie jedna z naj­po­waż­niej­szych spraw na świe­cie. Po­tra­fią być ge­ne­ra­to­ra­mi ab­so­lut­ne­go szczę­ścia i bez­den­nej roz­pa­czy, nie mó­wiąc już o tym, że przy oka­zji po­tra­fią wy­two­rzyć do­dat­ko­wych ludzi. Pa­ko­wa­nie ich w ce­lo­fan z pe­ere­low­skiej cze­ko­lad­ki, na­bi­ja­nie kabzy tan­de­cia­rzom nie jest nam po­trzeb­ne. Ku­puj­my sobie kwia­ty co­dzien­nie, na­praw­dę.  A przy­naj­mniej czę­ściej niż raz w roku, i nie czter­na­ste­go lu­te­go."
Dziękuję wszystkim, którzy świętowali ze mną ten "dzień miłości", bo pomimo tego, że przywiązuję do niego tylko niewielką, symboliczną wagę, to miło jest spędzić go z najbliższymi. 

poniedziałek, 11 lutego 2013

Grumpy me

Jak gdyby nigdy nic pojawiam się ponownie aby tym razem przywitać Was w moim płaszczu Misia Paddingtona. Właściwie to nie wiem, w czym mój płaszcz jest podobny do palta Paddingtona, ale właśnie do niego został porównany.
Wiele mi umyka. Nie wiem, czy to przez sesję, czy z jakiś innych niezidentyfikowanych powodów. Są takie momenty w naszym życiu, że wszystko wydaje się nam trudniejsze. Tak też było przez ostatnich kilka tygodni. Dziwne jest połączenie pędu życia dookoła nas z jednoczesnym poczuciem stania w miejscu. To poczucie dało mi jednak jedną cenną rzecz – odrobinę więcej spostrzegawczości. Pomimo tego, że niektórzy nadal twierdzą, iż nie potrafię domyślić się nawet najprostszych intencji (co ja robię na psychologii?), to zauważyłam wiele rzeczy, których dotąd nie doceniałam. Chociażby dzisiejszy wieczór, który spędziłam rozmawiając i śmiejąc się z tatą. Zawsze jakoś bardziej zwracałam uwagę na relację matka-córka. Już zapomniałam o czasach, kiedy byłam „córeczką tatusia”. Miło jest czasami sobie o tym przypomnieć. Tak samo jak miło jest uświadomić sobie, że wokół nas są osoby, które akceptują nas takimi, jakimi jesteśmy, nawet wtedy, kiedy gryziemy, warczymy i mamy minę jak Grumpy Cat.  I tym razem nie mówię tutaj o rodzicach ;)
płaszcz: Olsen; koszula: Pull and Bear%; bluzka: Stradivarius%; spodnie: Zara%; buty: River Island%; rękawiczki: Pepe Jeans%