Jak już kiedyś pisałam na blogu jestem chomikiem-zbieraczem.
Pośród moich zbiorów znajduje się także zbiór różnorakich czasopism. Ustaliłam,
że codziennie przeglądnę jedno dotyczące mody i wytnę z niego inspirujące mnie
artykuły i zdjęcia. Nie o tym jednak będzie dzisiejszy post, a o jednym
konkretnym artykule, a który trafiłam w Elle (nie mam pojęcia, który to był
numer, bo wywaliłam okładkę). Artykuł ten zawierał 33 hity roku 2013, a
właściwie przyszłe hity, bo to chyba był jeden z pierwszych numerów tego roku. Nie
ważne co miało zostać tymi hitami, ale jak zostały nam one przedstawione.
Zacytuję tutaj fragment dotyczący serialu „Carrie Diaries” (o młodej Carrie
Bradshaw): „Znów będziemy śledzić losy Carrie Bradshaw!”. Chwila. A jeśli nie
będziemy? Co oznacza to „my”? Czy jeśli nie będę spędzać każdego wieczoru
gapiąc się z wypiekami na twarzy w ekran telewizora i zachwycając się
stylizacjami nastoletniej Cariie, zaglądając co chwila do piekarnika, czy
przypadkiem mój domowej roboty chleb się za bardzo nie przyrumienił (bo co znajomi
powiedzą) i sprawdzając na moim super wypasionym tablecie z doczepianą
klawiaturą, czy nie ma przypadkiem dostępnych jakichś wycieczek all inclusive
do Bhutanu, to znaczy, że nie należę do tej ekskluzywnej grupy fajnych ludzi,
którzy robią fajne rzeczy? Właściwie to nie wiem dlaczego tak oburzył mnie ten
artykuł. Może dlatego, że z jednej strony w pismach takich jak Elle promuje się
oryginalność, poszukiwanie samego siebie i inne takie uduchowione dyrdymały, a
z drugiej dyktuje się, jak żyć, żeby nasze życie było modne i na topie no i
oczywiście żebyśmy mogli utożsamiać się ze wspomnianym wcześniej „my”. Może
dzięki temu poczujemy się częścią elitarnej grupy. Snobów? Możliwe. Bo samo
Elle wspomina, że Bhutan to obecnie najbardziej snobistyczny cel podróży. O
nie, przepraszam – był nim gdzieś około stycznia, pewnie coś innego jest teraz
na topie. Ja chyba po prostu nie cierpię, jak ktoś mi coś narzuca. Biorę to
jednak przez palce i mam nadzieję, że reszta czytelników wyżej wspomnianego
pisma i jemu podobnych również potraktuje to jedynie jako sugestie i nie
poczuje się gorsza od reszty elitarnej grupy, kiedy po raz któryś z rzędu nie
uda im się upiec idealnego chlebka. Przecież zawsze można iść na warsztaty.
ogrodniczki, plecak: RI; top: Forever21; pierścionki: Asos
Carrie Bradshaw nie umiała przygotować najprostszego dania a co dopiero upiec chleb :D
OdpowiedzUsuńświetne ogrodniczki
OdpowiedzUsuńPierścionki masz świetne! I zgadzam się z Tobą. Mnie ani serial z pełnoletnią, ani nastoletnią Carrie nie jara, że się tak wyrażę.
OdpowiedzUsuńCzwarte zdjęcie od góry - przepiękne!! :)) pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńTak sie cieszę, że wróciłaś..
OdpowiedzUsuńBardzo chętnie tu zaglądam.. Masz coś w sobie..
no i te piękne włosy :)
Pozdrawiam D.
kiedyś nie znosiłam Seksu w wielkim mieście, ale od niedawna do niego wróciłam i się zakochałam w tym serialu. Ciekawa jestem czy do niego trzeba dojrzeć?W sensie, nie, że osoby, które go nie lubią są niedojrzałe, tylko czy musi się wytworzyć w naszej głowie coś, co będzie wspołgrało z tym serialem i w końcu go polubimy. Piszę o tym, bo już dużo kobiet zmieniło co do niego zdanie, dopiero po kilku latach. Ciekawe
OdpowiedzUsuńA propos "My": w dziennikarstwie jest taka zasada, że jak się pisze artykuły to używa się wersji bezosobowej, pierwszoosobowej bądź pierwszoosobowej liczby mn. Nie musi to być zabieg manipulacyjny, to po prostu taka zasada, że inaczej tekst nie wejdzie do druku (Ponoć ludzie lubią te chwyty). Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńlubię, jak piszesz
OdpowiedzUsuńlubię, jak piszesz
OdpowiedzUsuńŚwietny post, rewelacyjna stylizacja! :)
OdpowiedzUsuń