niedziela, 27 marca 2011

Last day of my teenage dream

Dzisiejszy dzień od rana dał mi ogromną dawkę optymizmu. Poszłam więc polować na fotografów Fashion People. Bezskutecznie. Spędziłam półtorej godziny na rynku i nie spotkałam nikogo. Trudno, widocznie nie było mi to pisane ;) Za to pokażę wam pomysł na moją stylizację.
Przyszła mi też do głowy pewna refleksja, gdy wybrałam się do Galerii Kazimierz na wystawę kreacji papierowych SAPU (akurat nie związana z samą wystawą, która była całkiem pomysłowa). Wędrując po Zarze pomyślałam nad różnicą w oddziaływaniu tłocznego, odwiedzanego przez wielu klientów sklepu (takiego jak te w Galerii Krakowskiej), a spokojnego i bezludnego jak np. ta Zara. Otóż ten pierwszy wywołuje we mnie potrzebę kupienia czegoś, co spowodowane jest dwoma czynnikami: obecnością ogromnej ilości innych klientek, mogących wykupić towar, który hipotetycznie może mnie zainteresować oraz pośpiechem, który narzucają przepychające się chmary ludzi. Chcę jak najszybciej wybrać jakąś rzecz, bez dłuższego zastanawiania się, opuścić przepełnione przebieralnie ze swoją zdobyczą i pomknąć do kasy (o ile w ogóle uda mi się dostać ją w rozmiarze S). Potem dopiero uświadamiam sobie, że kupiłam kolejną taką samą sukienkę, albo niepotrzebny sweter łudząco podobny do tego, który już mam. Znacie to uczucie?
bluzka, marynarka, buty: Zara; spodnie: Bershka; kurtka: Promod; torebka: Parfois; wisiorek: Accessorize; okulary: Taty (Tom Ford)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz