W końcu udało mi się znaleźć trochę czasu, aby przejrzeć wszystkie zdjęcia z
Wiednia i opisać Wam moje wrażenia. Muszę przyznać, że było cudownie. Na
początku wydawało mi się, że miasto jest nudne i nic się w nim nie dzieje. Z
czasem jednak zaczęłam odkrywać jego uroki :) Przepiękne zabytki, lekko
skandynawski klimat i dużo zieleni wpłynęły na mnie bardzo pozytywnie i
pozwoliły mi odpocząć od szybkiego trybu życia. Mogłabym pisać godzinami o
miejscach, które odwiedziłam, dlatego też ograniczę się do kilku, które
najbardziej zapadły mi w pamięć. Polecam między innymi odwiedzenie zoo.
Pierwszy raz udało mi się zobaczyć pandę :) Fantastycznym miejscem był też targ
w okolicach Secession, gdzie można kupić zarówno kwiaty, jak i wiele ciekawych
owoców i przypraw oraz ogromny wybór ryb i owoców morza. Warto się tam wybrać
chociażby po to, żeby to wszystko zobaczyć. Najlepszym miejscem do wypoczynku
są wszelkie parki, okolice Belwederu, Schönbrunn (dużym plusem jest to, że nie trzeba płacić
za wejście do ogrodów), czy też palmiarni, gdzie podczas świąt i wolnych dni
wypoczywa i bawi się masa młodych ludzi. Oczywiście
nie wolno odpuścić sobie wizyty na Praterze i zobaczenia budynków projektu
Hundertwassera.
Mnie jednak najbardziej zachwyciły obrazy. „Sąd ostateczny” Boscha swoimi
detalami i wymyślnością zrobił na mnie piorunujące wrażenie. Osoba Boscha i
jego malarstwo pasjonują mnie już od dawna, również z powodów czysto
psychologicznych.
Nie mogę pominąć także Klimta. Dopiero widząc jego działa na żywo, poczułam ile
inspiracji niosą w sobie. Zakochałam się w jego sztuce – w kolorach, w sposobie
w jaki przedstawia kobiety i uczucia. Jak to zwykle ja doszukałam się
ciemniejszej strony jego malarstwa i choć nie widziałam go na żywo, a jedynie
na ogromnym plakacie, to najbardziej spodobał mi się ten obraz:
A tutaj kilka zdjęć m.in z targu, zoo i okolic palmiarni: 

Jeśli chodzi
o modę, Wiedeń jest dość pruderyjny. Ludzie ubierają się elegancko, ale bardzo zachowawczo.
Z drugiej strony jest wiele osób, które totalnie nie potrafią nic ze sobą
połączyć. Pod tym względem byłam niemile zaskoczona stolicą. Nie spodziewałam
się berlińskiej kreatywności, czy też paryskiego szyku, ale chociażby większego
polotu. Sklepy także mnie rozczarowały. Większość z nich była droga i
zachowawcza, a z firmami młodzieżowymi spotykałam się bardzo rzadko. Zaskoczyła
mnie tylko jedna – Forever21. Ciuchy były ciekawe, różnorodne i w przystępnych
cenach. Weszłam do dwóch sklepów w różnych częściach miasta, oba były ogromne i
miały różny asortyment. Obiecałam, że odpuszczę sobie zakupy w Wiedniu, ale jak
to zwykle bywa, opuściłam je objuczona torbami jak wielbłąd.
Miłym zaskoczeniem były ceny kosmetyków. Perfumy kosztowały od 30 do 50% mniej
niż w Polsce. Należało jednak szukać ich w mniejszych drogeriach. Skusiłam
się na Sorbet Sun Jil Sander o owocowym zapachu z lekką nutką truskawek.
Upolowałam także pomadkę Lancome o lekko pomarańczowym odcieniu, idealną na
wakacje. Mam tylko nadzieję, że odnajdę się w tak nietypowym dla mnie kolorze.


Jeśli komuś starczyło cierpliwości do końca tego posta, to go
podziwiam :)
Bluza w azteckie wzory: Forever21
Okulary: Nasty gal
Sukienka w kwiaty: Massimo Dutti
Fioletowy top: H&M
Kurtka: Bershka