Mój blog obchodzi dziś 2 urodziny! Kiedy minęły te dwa lata?
Tym razem jednak nie chcę rozwodzić się nad tym, jak ewoluowałam i co się
zmieniło. Tym razem napiszę o miłości, a może raczej o refleksjach na jej
temat, do których natchnął mnie wywiad Gali z Violą Kołakowską i Tomaszem
Karolakiem (TUTAJ).
O miłości i związkach opowiadać można by zapewne
tyle godzin, ile książek, listów, wierszy powstało w tej tematyce. Mając
dwadzieścia kilka lat nawet nie potrafię stwierdzić, czy cokolwiek o niej wiem
i czy dane mi będzie poznać jej tajemnice. W tym zagmatwanym świecie i
zwariowanym pędzie życia, gdzie zastanawiamy się wciąż nad tym, co będzie dla
nas najlepsze, bo przecież mamy tyle możliwości, gdzieś całkowicie się pogubiliśmy.
A przynajmniej ja się pogubiłam. Pomyślałam, czytając ten wywiad, jakie przykre
jest to, że Viola zgadza się na takie życie – rodzenie dzieci (które na pewno
są jej największym szczęściem, temu nie zaprzeczę) mężczyźnie, który jej
mężczyzną nigdy nie będzie. Wyczułam w tej rozmowie udawaną pewność siebie,
wypieranie się tego, że czuje się samotna i opuszczona w tej sytuacji. Z jeden
strony podkreślała, że takie życie jej pasuje i nie zmusza Tomka do niczego, z
drugiej zaś swoimi zgryźliwymi uwagami dawała do zrozumienia, że nie odpowiada
jej to wszystko – wychowywanie dzieci, kiedy on robi karierę, brak wspólnego
mieszkania, jego nieobecność podczas świąt. On nawet nie nazywa Kołakowskiej
swoją przyjaciółką, jest tylko „matką jego dzieci”. Pomijając zdanie, że
Karolak to zwykły dupek (przynajmniej w moim mniemaniu), skupiłam się na jej roli
w tej sytuacji i pomyślałam o tym, że tak bardzo nie chciałabym nigdy stać się nią.
Najgorsze, co może nas spotkać to brak miłości. Nie tej szaleńczej –
zakochania, szczeniackich podchodów i wariowania na myśl o drugiej osobie,
tylko wsparcia, szacunku, poczucia bliskości, niekończącej się rozmowy i
zrozumienia. Poszukując ideałów nie dostrzegamy tego, co mamy, bo „wszędzie
dobrze, gdzie nas nie ma”. Zawsze pojawia się myśl, że z kimś innym mogłoby nam
być lepiej, że nasz facet nie jest księciem z bajki na białym koniu
(przepraszam tu za pominięcie panów, ale z racji bycia kobietą odnoszę się
tylko do tej perspektywy ze strony kobiecej). Nauczyłam się, że pogoń za
ideałami tylko męczy, bo one po prostu nie istnieją. Najważniejsze jest, aby
kochać drugą osobę za to kim jest – zarówno z jej zaletami, jak i wadami, bo
jeśli jesteś w stanie je znieść, albo, co też się zdarza, są czymś co lubisz,
to nie zastanawiaj się, tylko po prostu żyj i ciesz się drugim człowiekiem. To
taka moja rada na dziś.
Ten post urodzinowy wydał mi się odrobinę nietypowy, więc
aby go osłodzić, dołączyłam kilka zdjęć znalezionych ponczach godzinnych
przeszukiwań portalu weheartit.com (zapraszam na mój PROFIL), który ostatnimi
czasy jest dla mnie źródłem wielu fascynujących inspiracji (zwłaszcza, że
powoli planuję remont pokoju :). Pomimo swojego przesłodzenia i przepełnienia
zdjęciami chłopców pokroju Justina Biebera, jest dla mnie kopalnią pomysłów i
napawa mnie optymizmem. Nadal jest we mnie trochę z infantylnego dzieciaka.
Na koniec dodaję jeszcze kilka słów na temat Walentynek od
mojego ulubionego Jakuba Żulczyka (TUTAJ). Pomimo tego, że powtarza dobrze jego
czytelnikom znane slogany i po raz kolejny dorzuca coś o „kimaniu na kanapie”,
to w sumie facet dobrze gada.
"Zakochani ludzie w ogóle nie potrzebują swojego święta.
Zakochanie jest czymś, co zdarza się w życiu rzadko, trwa krótko, i
samo w sobie jest świętem. Rzeczywiście zakochani w sobie
ludzie - zakochani, czyli fizycznie uzależnieni od
wydzielanych przez siebie wzajemnie substancji chemicznych - i
tak cały czas spędzają razem, chodzą pod rękę na rozwlekłe
spacery, każdy posiłek jest dla nich jak romantyczna kolacja, i
non stop kupują sobie kilotony kiepawych bibelotów. [...] Jeśli kogoś kochacie - a część z was zapewne kogoś kocha, i bez
cienia cynizmu cieszę się waszym szczęściem - nie używajcie tej
kiepskiej, odgórnie narzuconej protezy po to, aby mu to
pokazać. Spędzajcie z nim jak najwięcej czasu, szanujcie go,
słuchajcie co mówi i zapraszajcie go do lepszych knajp częściej
niż raz w roku. Jeśli kogoś nie kochacie, jeśli w waszym wspólnym
życiu wydziela się przede wszystkim mgła toksyn, rozstańcie się.
Związki międzyludzkie to generalnie jedna z najpoważniejszych
spraw na świecie. Potrafią być generatorami absolutnego
szczęścia i bezdennej rozpaczy, nie mówiąc już o tym, że przy
okazji potrafią wytworzyć dodatkowych ludzi. Pakowanie ich w
celofan z peerelowskiej czekoladki, nabijanie kabzy
tandeciarzom nie jest nam potrzebne. Kupujmy sobie kwiaty
codziennie, naprawdę. A przynajmniej częściej niż raz w roku, i
nie czternastego lutego."
Dziękuję wszystkim, którzy świętowali ze mną ten "dzień miłości", bo pomimo tego, że przywiązuję do niego tylko niewielką, symboliczną wagę, to miło jest spędzić go z najbliższymi.
oby więcej takich rocznic! życzę wytrwałości, sukcesów i jeszcze więcej czytelników! :)
OdpowiedzUsuńno no brawo! :)
OdpowiedzUsuńświetny wpis.
Urocze kocięta :)
OdpowiedzUsuń2 lata? łał, brawo za wytrwałość, której życzę Ci jeszcze więcej :)
OdpowiedzUsuńNiech miłość będzie zawsze z nami:)))
OdpowiedzUsuńA nie pomyślałaś, że te wszystkie wywiady są ustawione? Może oni nawet sypiają ze sobą. Ja bym nie wierzyła w rzeczy, które wypisują w gazetach.. w takie słowa. Ale żeby się już nie czepiać, po prostu pomyślę, że mówiłaś o jakiejś nieznanej kobiecie, która ma właśnie taki problem. Smutne. Gratuluję 2lat! Oby tak dalej :)
OdpowiedzUsuńświetny tekst. przepiękne drugie zdjęcie. pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuń